Samochody są bardzo wdzięcznym produktem do tworzenia rozległych cenników. Są to złożone konstrukcje, zamawiane indywidualnie z fabryki, w których nie każdy element jest dla każdego klienta niezbędny. W związku z tym bez problemów można przygotować podstawową wersję wyposażeniową, którą można następnie rozbudowywać o kolejne opcje. Czasami można w taki sposób podwoić wartość samochodu.
Od dawna uważam, że bazowe odmiany samochodów nie mają za bardzo sensu. Zdarzają się oczywiście wyjątki, ale zazwyczaj takie odmiany nie są godne współczesnych czasów i decydując się na taką, finalnie człowiek będzie żałował, że nie dodał opcji X lub Y. Ich głównym zadaniem jest przyciągnięcie klienta do salonu (np. dzięki reklamie w telewizji) – a później taka osoba zobaczy ładniejsze felgi, większy ekran i pewnie zostawi u dealera więcej pieniędzy. Rozsądny poziom wyposażenia zazwyczaj wymaga jednak inwestycji kilku-kilkunastu tysięcy złotych. Jedna wersja wyżej, trochę pojedynczych dodatków i wystarczy, aby nie wydając fortuny, złożyć sobie dający satysfakcję egzemplarz.
To jest ścieżka zdroworozsądkowa. Są jednak osoby, które kupując samochód nie patrzą aż tak bardzo na cenę i chcą mieć w swoim egzemplarzu więcej bajerów. Głupotą byłoby im na to nie pozwolić – a producenci głupi nie są. Dlatego listy wyposażenia są długie i praktycznie każde auto można solidnie wzbogacić o płatne ekstra opcje. Możliwości takie są coraz większe, ze względu na rozwój technologii, które mogą znaleźć się na pokładzie. Kiedyś można było zapłacić ekstra na centralny zamek czy ABS. Obecnie zamontować można dziesiątki układów elektronicznych z zakresu bezpieczeństwa czy komfortu.
Przyjrzyjmy się 5 samochodom, w przypadku których podczas zabawy w konfiguratorze można podwoić ich cenę wyjściową. Przedstawiam je w poniższym filmie, który wrzuciłem na Wahacz TV.