Elektryczne napędy wkraczają coraz intensywniej do motoryzacji – również do klasy premium, która przecież jest jednym z ostatnich bastionów klasycznych, dużych jednostek napędowych na benzynę czy ropę. Przykładem na to jest Mercedes GLC 350e, czyli hybrydowa odmiana tego modelu, z możliwością ładowania baterii z gniazdka. Zapraszam na test tego auta.
Tym, co rzuca się w oczy podczas pierwszego kontaktu z hybrydowym GLC jest bardzo dyskretne sygnalizowanie przez Mercedesa faktu, że w nadwoziu tego egzemplarza ukryte zostały baterie i dodatkowy silnik elektryczny. Mamy malutkie logo na przednim nadkolu, literkę „e” w oznaczeniu modelu na tylnej klapie i dodatkową klapkę na tylnym zderzaku, zakrywającą gniazdo ładowania.
Nie są to zatem rzeczy, które łatwo można dostrzec na pierwszy rzut oka. Zdecydowanie łatwiej jest za to zauważyć duże, 20-calowe felgi, które w testowanym egzemplarzu zostały zamontowane oraz dodatki wchodzące w skład pakietu stylizacyjnego AMG – bardziej sportowe zderzaki, większą ilość chromowanych elementów czy ostrzejszy kształt wydechu. Sprawia to, że pomimo tego, że GLC generalnie jest samochodem o dosyć spokojnej i stonowanej sylwetce, od razu dostrzec można, że mamy do czynienia z konkretnym egzemplarzem tego modelu.
Wnętrze
Takie same wrażenia pojawiają się po zajrzeniu do kabiny, w której deska rozdzielcza wykończona została w dużej mierze skórą oraz drewnem. W połączeniu ze srebrnymi wstawkami buduje to we wnętrzu luksusowy klimat i sprawia, że bardzo miło się w takim otoczeniu przebywa. Projekt deski rozdzielczej jeszcze poprawia wrażenia, ponieważ jest on ciekawy i dosyć minimalistyczny. Bliższe przyjrzenie się kabinie zdradza jednak, że wszystkie kluczowe moduły doczekały się swoich fizycznych instrumentów sterujących – są one po prostu odpowiednio dyskretnie rozlokowane.
Znajdują się one chociażby na tunelu środkowym, w okolicach sterownika systemu inforozrywki. Sam sterownik składa się z wygodnego pokrętła oraz umiejscowionej nad nim płytki dotykowej, przesuwając po której można na przykład zmieniać utwory w odtwarzaczu czy wpisywać poszczególne litery adresu do nawigacji. Sam ekran systemu inforozrywki COMAND nie jest dotykowy, ale jest dobrze dostosowany do obsługi za pomocą pokrętła.
Menu są klarownie rozlokowane, a część z nich oparta jest o formę karuzeli. Wygląda to efektownie, ale względem klasycznego rozlokowania przełączników „jeden po drugim” wyświetlane jest tutaj mniej informacji – więc co za coś. Na plus wypada zaliczyć fakt, że najważniejszymi funkcjami panelu klimatyzacji sterować można fizycznymi przyciskami. Z poziomu komputera mamy dostęp do bardziej zaawansowanych funkcji, takich jak aktywacja jonizacji powietrza czy dystrybutora zapachów.
Wspominałem już, że we wnętrzu testowanego Mercedesa GLC 350e jesteśmy otoczeniu skórą i drewnem. Doposażając ten model tak, jak egzemplarz testowy w kabinie mamy też do dyspozycji bardzo wiele dodatków, które uprzyjemniają jazdę. Wśród nich wypada wymienić elektryczne, podgrzewane i wentylowane fotele, elektryczną kierownicę, duży panoramiczny dach, oświetlenie ambientowe czy świetnie grające audio firmy Burmester. W tak doposażonym egzemplarzu można poczuć się naprawdę wyjątkowo i mieć świadomość, że obcuje się z tym, co motoryzacja ma najlepszego do zaoferowania w aucie tej klasy.
Ilość miejsca na tylnej kanapie GLC dla osoby o wzroście 185 cm jest w pełni wystarczająca. Gdy ustawiłem przedni fotel „pod siebie” i usiadłem „za sobą”, to na nogi miałem jeszcze zapas miejsc w który mógłbym włożyć pięść. Również bezpieczny margines przestrzeni miałem nad głową – nawet pomimo obecności panoramicznego dachu. Jedna osoba, która może trochę narzekać na tylnej kanapie Mercedesa to ta siedząca centralnie, ponieważ tunel środkowy jest w nim wyraźnie zaakcentowany.
Baterie w wersji hybrydowej plug-in odcisnęły w GLC swoje piętno na pojemności bagażnika. W normalnej – spalinowej – wersji ma on 550 litrów, a w testowanym egzemplarzu było to 390 litrów. Kufer ma za to regularne kształty i możliwość obniżenia progu załadunkowego dzięki pneumatycznemu zawieszeniu.
Jazda
Skoro wspomniałem o zawieszeniu, to wypada powiedzieć o nim parę słów więcej. W testówce zastosowany został bowiem system Air Body Control, w ramach którego komputer cały czas analizuje drogę po której porusza się samochód i na bieżąco dostraja pracę amortyzatorów do „przeciwności losu”. Działa to bardzo sprawnie, ponieważ nawet na ustawieniach sportowych Mercedes GLC kulturalnie i sprawnie neutralizuje nierówności nawierzchni i nie daje żadnych powodów do tego, aby przełączyć go na bardziej komfortowe ustawienia. To, w połączeniu z dobrym wyciszeniem kabiny i wygodnymi fotelami sprawia, że testowany model jest bardzo dobrym kompanem na dłuższe podróże. W trasie autem będzie też układ kierowniczy zapewniający odpowiednią precyzję, jak również opór stawiany przez koło kierownicze – dzięki czemu GLC prowadzi się stabilnie i pewnie.
Air Body Control przydaje się również podczas jazdy po drogach gruntowych. Pozwala ono na podwyższenie zawieszenia, dzięki czemu podczas jazdy po koleinach mamy mniejszą szansę, że o coś przeszorujemy podwoziem. Obecny również w aucie testowym napęd 4MATIC dba z kolei o to, żeby się nigdzie nie zakopać. GLC z 20-calowym kołami ciężko jest traktować jako auto terenowe, ale z wymienionymi wyżej dodatkami pozwala ono ze spokojną głową zjeżdżać z asfaltu.
Hybryda plug-in
Za napędzanie Mercedesa GLC 350e odpowiada silnik benzynowy 2.0 o mocy 211 KM, który wspierany jest przez jednostkę elektryczną, która generuje 116 KM. Realnie przekłada się to na naprawdę słuszne osiągi, bo sprint do 100 km/h trwa tutaj równe 5,9 sekundy. Przy czym samochód w trybie Comfort nie manifestuje cały czas jaki jest mocny. Wtedy reakcje auta na wciskanie pedału gazu są stonowane i delikatne – dopiero wciśnięcie go do oporu przekłada się na zdecydowaną odpowiedź. Tak samo jazda w trybie Sport lub Sport + wyraźnie wyostrza GLC, przez co cały czas czuć jest wtedy z jaką mocą mamy do czynienia.
Z kolei silnik elektryczny pozwala poczuć jak będzie wygląda przyszłość motoryzacji – o ile będziemy mieli gdzie go naładować. Niestety w moim garażu podziemnym gniazdek nie ma żadnych dostępnych, a naładowanie auta „na mieście” też wcale takie łatwe nie jest. Trzeba mieć dużo szczęścia, aby ładowarka była tak blisko miejsca zamieszkania, by realnie opłacało się z niej korzystać.
Jeśli jednak mamy źródło prądu w zasięgu karoserii, to hybryda typu plug-in to bardzo fajne rozwiązanie. Pozwala ona pokonać do około 30 kilometrów tylko korzystając z silnika elektrycznego, a po wyczerpaniu baterii, płynnie przełączyć się na silnik spalinowy i nie martwić się o zasięg. Oczywiście jeśli chcemy, ponieważ Mercedes GLC 350e pozwala dokładnie sterować dystrybuowaniem energii, dając do dyspozycji cztery tryby.
Elektryczny minimalizuje wykorzystanie jednostki spalinowej. Hybrydowy sam optymalizuje wykorzystanie każdego z napędów w zależności od sytuacji. Tryb ładowania pozwala – zgodnie z nazwą – ładować akumulatory podczas jazdy. Wydajność jest zróżnicowana od warunków na drodze, ale podczas jazdy ze stabilnym 70 km/h na liczniku w minutę stan naładowania baterii zwiększa się o około 3%. Ostatnim trybem jest oszczędzanie energii – utrzymuje on naładowanie akumulatora na stałym poziomie. Gdybyśmy chcieli naładować baterie zewnętrznym źródłem prądu, to ze zwykłego gniazdka trwa to około czterech godzin, a przy użyciu szybkiej ładowarki ten czas skracany jest do okolic dwóch godzin.
Mercedes chwali się, że zastosowanie układu hybrydowego pozwala na uzyskanie wyniku spalania równego 2,7 litra. Jest to pewnie możliwe, ale aby to osiągnąć jak sądzę podczas pokonywania tych 100 kilometrów trzeba byłoby ze dwa razy zatrzymać się na ładowanie do pełna i też wybrać trasę, która w małym stopniu wymagałby ostrego przyspieszania. Realnie mając baterie naładowane w niewielkim stopniu trzeba liczyć się z wynikami spalania w okolicach 9-11 litrów. Intensywniejsze wykorzystywanie prądu pozwala urwać z tego kilka litrów. Jest to moim zdaniem bardzo dobry wynik jak na 2-tonowego SUV’a z napędem na cztery koła i mocną benzyną pod maską.
Cena i podsumowanie
Testowany egzemplarz Mercedesa GLC jest niesamowicie wyposażony. Na pokładzie znalazło się w nim praktycznie wszystko, co do tego modelu można zamówić i bardzo miło jest mieć te wszystkie rzeczy na pokładzie. Trzeba jednak pamiętać, że duża część z obecnych dodatków wymaga dopłaty ekstra, a ponieważ mamy tutaj do czynienia z samochodem z klasy premium, to ich ceny do małych nie należą. Dla przykładu pakiet stylizacji AMG to wydatek 12985 zł, a większe felgi kosztują przy jego zamówieniu 4234 zł. Panoramiczny dach to 8017 zł, system audio Burmester to kolejne 4375 zł, rozpylacz zapachów kosztuje niemal 2000 zł, zaawansowane systemy bezpieczeństwa w pakiecie oznaczają wydatek 11856 zł, pakiet systemów dostępu bezkluczykowego wyceniony jest na trochę ponad 5500 zł. Wymieniać można jeszcze długo – w efekcie cena testowanego egzemplarza wynosiła 375000 zł. Model ten w wersji 350e startuje z ceną 245000 zł.
Mercedes GLC 350e skonfigurowany tak, jak egzemplarz testowy kosztuje zatem dużo, ale jego nabywca też dużo otrzymuje – topowe wyposażenie, luksus i innowacyjny napęd. Jeśli ktoś ma możliwość ładowania hybrydy plug-in w miejscu zamieszkania albo w pracy, to moim zdaniem wersja 350e jest lepszym wyborem, niż kupno diesla 350d. Dostajemy bowiem więcej mocy (320 KM vs 258 KM), za niższą o 5000 zł kwotę. Zyskujemy również coś, co ciężko jest przeliczyć na pieniądze – frajdę, która towarzyszy bezszelestnemu pokonaniu np. kilkunastu kilometrów tylko „na prądzie”.
Polecam też obejrzeć mój wideotest opisywanego Mercedesa:
Galeria zdjęć:
Dane techniczne:
Silnik spalinowy | Benzynowy 2.0, 211 KM (5500 rpm), 350 Nm (1200-4000 rpm) |
Silnik elektryczny | 116 KM , 340 Nm |
Przeniesienie napędu | 7-biegowa skrzynia automatyczna 7G-TRONIC PLUS, napęd na 4 koła 4MATIC |
Spalanie | 2,7 l (test: 9,2 l) |
Osiągi | V-max 235 km/h, 0-100 km/h w 5,9 sekundy |
Cena | 183 200 zł (bazowa wersja 220d) / 245 200 zł (350e bez dodatków) / 375 000 zł (egzemplarz testowy) |