W społeczeństwie występują osoby, które silnie podążają za panującymi aktualnie trendami czy modą. Trafiają się również indywidualiści, którzy zdają się na to zupełnie nie zważać. Podobnie jest w świecie motoryzacji, a do grupy aut idących swoją własną drogą śmiało zaliczyć można SsangYonga Rexton, z którym miałem okazję spędzić tydzień. I muszę przyznać, że był to jeden z najbardziej intrygujących samochodów, jakim jeździłem od dłuższego czasu.
Jako uzupełnienie polecam mój wideotest opisywanego SsangYonga Rexton:
Na moje stwierdzenie, że Rexton jest autem intrygującym, a nie zwykłym „wozidłem”, które ma przetransportować pasażerów z punktu A do punktu B i nie wzbudzać przy tym zbyt wielkich emocji wpłynęło kilka czynników. Zacznijmy od tego, który rzuca się najbardziej w oczy, czyli wyglądu. Design SsangYonga jest dosyć specyficzny. Z jednej strony mamy tu do czynienia z bryłą, którą można by wstawić do salonu w 2005 roku i nikt nie pomyślałby, że u dealera otwarty został portal czasoprzestrzenny z połączeniem z przyszłością.
Jednocześnie trudno jest to traktować jako dużą wadę, bo Rexton to SUV o przeznaczeniu terenowym i taki wygląd nawiązuje do klasycznych terenówek. Zwłaszcza, jeśli połączymy to z pokaźnymi gabarytami (1900 mm szerokości, 4755 mm długości, 1840 mm wysokości), dużym prześwitem oraz progami. To wszystko sprawia, że trudno nazwać testowanego SsangYonga ładnym (w porównaniu do innych SUV’ów na rynku), ale może się on podobać. Co nie zmienia faktu, że gdyby otrzymał jakiś facelifting, który unowocześniłby jego projekt do poziomu reprezentowanego przez Tivoli czy Korando, to nic złego by się nie stało :)
Wnętrze Rextona
Podobnie jest w przypadku kabiny, której design koresponduje z tym, co widzimy z zewnątrz. Wehikuł czasu, 2005 rok – te sprawy. I tak samo jak w przypadku nadwozia wystarczyłoby kilka szlifów, które mogłyby w znaczący sposób odmienić odbiór tego samochodu. Na przykład zmiana archaicznych zegarów, „bazarkowego” zegarka na desce rozdzielczej, odświeżenie panelu klimatyzacji i już byłoby lepiej. Bo projekt jako ogół jest bardzo prosty i chociaż nie porywa, to mnie osobiście takie podejście się podoba. W tym miejscu warto też wspomnieć, że jakość tworzyw użytych do wykończenia kokpitu stoi na dobrym poziomie. Materiały są miłe w dotyku, mają przyzwoitą fakturę, a na dodatek nie wydają żadnych niepożądanych dźwięków podczas jazdy.
Na pozytywny odbiór kabiny wpływają też fotele, które są bardzo wygodne, zapewniają niezłe trzymanie boczne i wykonane są z dobrej skóry. Naszyte na oparciach logo Rextona dodaje im też prestiżu. W ogóle w tym elemencie SUV SsangYonga jest bardzo hojnie doposażony, bo siedzisko kierowcy jest elektrycznie regulowane i wyposażone w pamięć, a na dodatek podgrzewane i automatycznie odsuwa się podczas wsiadania.
I w tym miejscu znowu dochodzimy do tego, dlaczego Rexton jest intrygujący. „Wypasione” fotele czy podgrzewana kierownica znalazły się bowiem na pokładzie samochodu, który nie ma… sygnalizacji chwilowego, średniego spalania, ani aktualnego zasięgu. Prędzej spodziewałbym się spotkać we wnętrzu SsangYonga uchwyt na telefon Nokia 8110 (czyli kultowego „banana”), niż brak tych funkcji komputera pokładowego. Kontrasty w poziomie wyposażenia są naprawdę duże – z jednej strony są elementy idealnie pasujące do samochodu, kosztującego 170 000 zł, a z drugiej brakuje niektórych podstawowych rzeczy. Można SY Rextona za to lubić (oldschool pełną gębą), albo nie, ale nie można przejść koło tego obojętnie.
Z tyłu już żadnych kontrastów nie ma, bo godne gabaryty samochodu przekładają się na dużo miejsca w drugim rzędzie siedzeń. Sprawdziłem na sobie i przy 185 centymetrach wzrostu zarówno nad głową, jak i na nogi miałem ładnych kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Sądzę zatem, że osoby mające 190-195 cm również na tylnej kanapie w SsangYong’u się dobrze odnajdą. Problemów nie będzie miał też trzeci pasażer, bo tunel środkowy jest ledwo zaakcentowany.
Ale na drugim rzędzie siedzeń możliwości Rextona pod względem zabierania pasażerów się nie kończą. W bagażniku kryją się bowiem rozkładane oparcia, pozwalające zmienić tego SUV’a w auto 7-osobowe. W tym stwierdzeniu przyda się jednak gwiazdka, bo w trzecim rzędzie usiądą w rozsądnym komforcie tylko dzieci. Osoby dorosłe musiałyby siedzieć po turecku, bo inaczej po prostu nie będą miały czego zrobić z nogami.
Obecność składanych oparć dla dodatkowych foteli wymusiła podwyższenie progu załadunku w testowanym samochodzie, ale wciąż do dyspozycji otrzymujemy pokaźną przestrzeń, którą można dodatkowo powiększyć składając tylne siedzenia (w drugim rzędzie). Otrzymujemy wtedy ogromny luk bagażowy, w którym można by tak na oko spokojnie upchnąć Smarta Fortwo. SsangYong Rexton zdecydowanie jest dobrą propozycją dla osób, które szukają auta przestronnego.
Terenówka taka jak trzeba
Po ruszeniu w drogę od razu widać, co przyświecało koreańskim konstruktorom podczas tworzenia testowanego modelu. Wiele SUV’ów powstało po to, by wyglądać jak auta terenowe, ale już niekoniecznie by radzić sobie w terenie. Rexton nie jest jednym z nich. Ten samochód off-road ma w swoim DNA – tak jak wspominałem wcześniej widać to w projekcie jego nadwozia, trochę też we wnętrzu oraz właśnie w sposobie prowadzenia.
W trakcie testu trafiły się niezłe warunki by sprawdzić SsangYonga na gorszej jakości nawierzchni. Co prawda nie zapuszczałem się nim na bagna, ale w oddalonych trochę od centrum częściach Warszawy można spotkać mocno nierówne drogi gruntowe, na które w zimie, ze wszystkimi jej urokami – śniegiem, błotem i gdzieniegdzie lodem – zwykłą osobówką wjeżdżałbym z pewnymi obawami. A za kierownicą Rextona nie miałem żadnych wątpliwości, że dojadę tam, gdzie chcę. Dbał o to np. napęd 4×4, reduktor, wynoszący 25 cm prześwit czy oscylujące wokół 25 stopni kąty natarcia czy zejścia.
Przystosowanie samochodu do poradzenia sobie w terenie odcisnęło swój ślad na właściwościach jezdnych SsangYonga. Prowadzi się on tak, jak na duże auto z wysokim środkiem ciężkości przystało – trochę ociężale, z przechyłami w zakrętach. Nie postrzegam tego jako wadę, bo Rexton nigdy na torach wyścigowych brylować nie miał – ot po prostu cecha. Sprawia to, że do szaleństw w zakrętach to auto niezbyt się nada, ale do spokojnej jazdy w dłuższe trasy już tak. A jego monstrualność przełoży się na wysokość siedzenia porównywalną z autami dostawczymi, co z kolei przełoży się na całkiem miłe wrażenie bycia królem na drodze.
Do pełni szczęścia brakuje tylko dwóch rzeczy – trochę ciężej pracującej kierownicy – co jest dokuczliwe przy wyższych prędkościach, bo wtedy małe ruchy koła kierowniczego najbardziej przekładają się na reakcję całego auta – oraz lepszego wyciszenia. To też jest dokuczliwe przy wyższych prędkościach.
Za to gdy jedziemy wolniej i na przykład manewrujemy, to SsangYong Rexton jak na swoje słuszne gabaryty jest nadspodziewanie dobrze wyczuwalny, a jego promień skrętu jest bardzo przyzwoity (chociaż kierownicą trzeba się nakręcić – niemal 2 pełne obroty w jedną stronę). W razie czego z pomocą przychodzą czujniki parkowania (tylko dźwiękowe) oraz kamera cofania z obrazem wyświetlanym w systemie multimedialnym Kenwood. Skoro wspomniałem już o ekranie, to wtrącę jedną jego unikalną cechę. Posiada on tuner TV, który bez problemów odbiera kilkanaście popularnych kanałów telewizyjnych i… pozwala oglądać je bez względu na to czy stoimy czy jedziemy. Czy wspominałem już o tym, że o tym samochodzie nie można powiedzieć, że jest nudny i standardowy? :)
Wracając jednak do jazdy Rextonem – warto jeszcze wspomnieć co w ogóle testowanego SUV’a napędzało. Był to 4-cylindowy silnik diesla o pojemności 2,2 litra i generujący moc 178 KM. Silnik zapewnia duży moment obrotowy, wynoszący 400 Nm, przez co sprawdza się w terenie, a przy okazji na asfalcie. Nie jest to sprinter, bo przyspieszenie do 100 km/h trwa 10,8 sekundy, ale do codziennego przemieszczania się jest to wystarczające. Z silnikiem w testowanym egzemplarzu współgrała 7-biegowa skrzynia automatyczna, dostarczana przez Mercedesa, pasująca do ogólnego stylu tego samochodu. Nie jest zbyt szybka, więc przy ostrej jeździe wymagającej częstego i dynamicznego wachlowania przełożeniami zacznie wymiękać, ale w normalnych warunkach praktycznie można zapomnieć o jej istnieniu dzięki dobrej płynności.
Trudny werdykt
Czas powiedzieć o cenie. SsangYong Rexton skonfigurowany tak, jak egzemplarz testowy (wersja Sapphire + dodatki w postaci szyberdachu, automatycznej skrzyni biegów, lakieru metalik i systemu Kenwood) kosztuje 170 499 zł, podczas gdy cena tego modelu startuje od 118 000 zł za odmianę Crystal z napędem na jedną oś.
Na koniec zostaje podsumowanie – zadanie niełatwe w przypadku tego samochodu. Bo z jednej strony otrzymujemy bardzo dobrą, oldschoolową terenówkę, która co by nie mówić – ma swój urok i daje się polubić. No i jest przy okazji ponadprzeciętnie pojemna i wygodna. Z drugiej strony mamy samochód, który w kwestii niektórych rozwiązań technologicznych i designerskich nie jest konstrukcją na miarę 2017 roku i to jest moim zdaniem jego największy minus. Rextonowi naprawdę przydałby się lifting, który zmieniłby kilka detali w wyglądzie, dodał trochę „bajerów” do listy wyposażenia i generalnie go unowocześnił. W końcu mówimy tu o aucie za 170 000 zł – za taką cenę klienci nie muszą już iść na zbyt wiele kompromisów, a wybór też mają ogromny.
Galeria zdjęć:
Dane techniczne:
Silnik | diesel 2,2 178 KM (4000 rpm), 400 Nm (1400-2800 rpm) |
Przeniesienie napędu | 7 biegowa skrzynia automatyczna, 4×4 |
Spalanie (miasto, trasa, średnie) | 9,5 l / 6,2 l / 7,4 l |
Osiągi | V-max 187 km/h, 0-100 km/h w 10,8 sekundy |
Cena | 118 000 zł (podstawowa wersja Crystal) / 150 000 zł (najtańsze Sapphire) / 170 499 zł (egzemplarz testowy) |
[…] ziemi jeśli chodzi o swojego największego SUV’a. Jeszcze niespełna rok temu testowałem jego trzecią generację – samochód był bardzo przyjemny, ale też bardzo oldschoolowy. Idealny dla fanów klasycznych […]
[…] lepiej je zobrazować, polecam rzucić okiem na zdjęcia z mojej przygody z poprzednią generacją tego […]