Samochody elektryczne są świetne, ale ciężko pozbyć się wrażenia, że w chwili obecnej ich zakup z racjonalnością nie ma wiele wspólnego. Są fajnym, modnym gadżetem, który można na dodatek ładować za darmo. Ale prąd w motoryzacji jest przyszłością, więc taka sytuacja najpewniej wkrótce ulegnie zmianie.
Czemu pisałem we wstępie, że zakup „elektryka” obecnie nie może być motywowany rozsądkiem? Z dwóch powodów. Po pierwsze obecny zasięg większości samochodów sprawia, że nie można traktować ich jako jednego auta w domu, ponieważ w przypadku konieczności pokonania kilkuset kilometrów w krótkim czasie baterie po prostu polegną, a ich naładowanie może potrwać zbyt długo.
Drugim powodem jest ich cena. Nissan Leaf w podstawowej wersji kosztuje 128 000 zł, małe BMW i3 153 700 zł. Jeśli rozejrzymy się na rynku, to samochody elektryczne nawet nie zbliżają się cenowo do swoich spalinowych odpowiedników. Wynika z tego, że auta wyłącznie na prąd na chwilę pisania tych słów, czyli końcówkę 2016 roku, nie są ani praktyczne, ani opłacalne pod względem finansowym.
Ładowanie za darmo – jak długo?
Chociaż w jednym aspekcie się bronią – gdy już wydamy dużo pieniędzy, aby wejść w ich posiadanie, to później oszczędzać będziemy na ich codziennej eksploatacji, ponieważ koszt przejechania 100 kilometrów jest znacząco mniejszy, niż aut z silnikami benzynowymi albo diesla. Jeśli ładujemy je w stacjach udostępnionych przez dostawców energii albo producentów aut (np. Tesla oferuje taki punkt przy autostradzie A4, w miejscowości Kosłomoty), to napełnienie baterii jest darmowe.
Ale te czasy, wraz z upowszechnianiem się samochodów na prąd, wkrótce przeminą. Obecnie takie RWE (obecnie innogy) lub Tesla traktują tego typu stacje ładowania jako swojego rodzaju obiekty marketingowe, które mają budować wizerunek danej marki jako nowoczesnej i proekologicznej (albo po prostu zachęcać do zakupu aut danego producenta samochodów). No i ruchu w tego typu punktach też monstrualnego nie ma, co z pewnością nie winduje kosztów ich utrzymania.
Ale w bliżej niesprecyzowanej przyszłości aut elektrycznych do ładowania będzie tak dużo, że utrzymanie infrastruktury do ich zasilania stanie się kluczowym biznesem dla wielu firm, a nie działaniem wizerunkowym lub promocyjnym. A wtedy będzie wypadało na nich również zarabiać, tak jak obecnie stacje benzynowe zarabiają na sprzedaży paliw konwencjonalnych (przy okazji sprzedaży płynów do spryskiwaczy czy hot-dogów). I wtedy sądzę, że darmowe ładowanie przeminie.
W ogóle sytuacja w momencie, kiedy auta elektryczne zaczną dominować na rynku może być bardzo ciekawa, bo obecnie stacje benzynowe posiadają monopol na sprzedaż paliwa. Ale na prąd z gniazdek już wyłączności nie mają, więc ich model biznesowy w świecie elektrycznej motoryzacji będzie musiał być znacząco inny od tego, z którym mamy do czynienia obecnie. Ale to temat do analizy w innym tekście. Pewnie wkrótce poruszę go na Autoblog24. Gdy tak się stanie – wrzucę tu linka.
Podsumowując jednak ten wpis – przemiany, o których w nim piszę pewnie nastąpią, jednocześnie to wciąż melodia przyszłości. Na chwilę obecną pracownicy i właściciele klasycznych punktów sprzedaży paliwa mogą spać spokojnie. I będą mogli jeszcze przez kilka ładnych lat.
Elektryczne samochody to pojazdy przyszłości, ale… Jak z zasięgiem, który niestety nie będzie taki sam jak na pełnym baku paliwa, miejsca do ładowania, no i oczywiście części eksploatacyjne, których niestety ciężko znaleźć nawet na http://www.iparts.pl/
Z zasięgiem pojazdów elektrycznych jest coraz lepiej, gdyż średnio jest to 300km. Przyjmując, że mówimy o autach zasilanych akumulatorami są to wyniki, na które narzekać nie można. Szczególnie, że infrastruktura będzie rozbudowywana wraz z coraz to większą ilością aut elektrycznych.
Tomek,
Doradca online Instytutu Ochrony Środowiska
elektromobilnapolska.pl
Pusta dywagacja oparta na przypuszczeniach.Za naszą zachodnia granicą jest dużo więcej pojazdów elektrycznych i dużo więcej punktów do darmowego ładowania.Trend przyrostowy nie zdeterminował działań w kierunku pobierania opłat za ładowanie.
A masz dane jaki elektryki mają procent we wszystkich pojazdach poruszających się np. w Niemczech? Bo to, że liczba pojazdów elektrycznych rośnie nie oznacza według mnie, że znacząco zbliża się do pułapu, gdzie operatorzy stacji paliw będą musieli na szeroką skalę wdrażać zmiany na stacjach i dystrybutory zastępować ładowarkami.
Panie Michale,
Tak „drastyczne” zmiany na stacjach paliw mogą nastąpić za co najmniej kilkanaście lat. Wtedy faktycznie koncerny mogą zastanowić się nad opłatami za takowe usługi. Jest to jednak nieodzowny proces wchodzenia na rynek nowego rodzaju paliwa. Nie zmienia to faktu, że zalety płynące z aut elektrycznych z całą pewnością rekompensują ewentualne opłaty na stacjach paliw. Co więcej auta elektryczne z powodzeniem możemy ładować w domach co w pewnym sensie nie będzie zmuszało Nas do częstego odwiedzania elektrycznych stacji paliw.
Tomek,
Doradca online Instytutu Ochrony Środowiska
elektromobilnapolska.pl