Motoryzacja na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zmieniła się w sposób diametralny. Modyfikacje widoczne są praktycznie wszędzie, ale co najbardziej odróżnia nowe samochody od tych trochę starszych? Jest taka jedna rzecz.
Prywatnie jeżdżę Peugeotem 306, który wyprodukowany został w 1998 roku, a jego konstrukcja pochodzi z początku lat 90-tych. Jeżdżę na rajdy nawigacyjne starych samochodów z kolegą, który ma BMW E30 z roku 1990. Testuję również samochody, które mają najwyżej kilka miesięcy i często są rynkowymi nowościami. Moją opinię wydaję zatem mając solidną bazę porównawczą.
Tak jak pisałem na wstępie zmiany zaszły praktycznie w każdym elemencie projektu samochodu. Współczesne auta są naszpikowane elektroniką, posiadają masę czujników i dodatków, o których kiedyś nikt nawet nie myślał. Weźmy na przykład wyświetlacz przezierny, czyli HUD. Jeszcze 20 lat temu to rozwiązanie zarezerwowane było dla pilotów myśliwców. Obecnie wystarczy kupić Peugeota czy Mazdę za kilkadziesiąt tysięcy złotych, by mieć coś takiego na pokładzie.
Dodatki zależą jednak od wersji wyposażeniowej, więc nie jest to uniwersalna różnica. Projekty nadwozi, wnętrz również uzależnione są od samochodu, bo możemy spotkać kabiny wzorowane na klasycznych modelach, zawierające wiele nawiązań do przeszłości. Tutaj też zmiany uzależnione są od pomysłu na samochód.
Prędkość i jej odczuwanie
Jest jednak jedna rzecz, która w każdym przypadku odróżnia nowe samochody od tych trochę starszych – bez względu na to czy wsiadałem w małe miejski autko, budżetową Dacię czy wypasionego Lexusa, różnica ta wyraźnie występowała. Jest nią radzenie sobie samochodu z wyższymi prędkościami.
Stare samochody „dla ludu”, czyli hatchbacki, sedany czy kombi klasy średniej (o wynalazkach typu crossover nikt wtedy nie myślał) radziły sobie dobrze do pewnych prędkości, a po przekroczeniu danej bariery na prędkościomierzu coraz mocniej czuliśmy, że wykraczamy poza strefę komfortu danej konstrukcji.
W kabinie zaczynało robić się głośno, pojawiały się większe wibracje, hamulce i układ kierowniczy również zdawały się sugerować, że dalsze zwiększanie prędkości być może nie jest najlepszym pomysłem. Jedynie najdroższe samochody, często z segmentu premium, oferowały możliwość jazdy w takim samym komforcie bez względu na prędkość.
Obecnie próg komfortowej prędkości podniósł się dramatycznie i na poziomie flagowych limuzyn z przed kilkudziesięciu lat znajdują się samochody pochodzące nawet z najniższych rejonów cenników producentów. Obecnie nawet małym autem z segmentu B można wyjechać na drogę ekspresową, rozpędzić się do 120 lub 140 km/h, a samochód będzie sprawiał wrażenie, że nawet się podczas takiej przejażdżki nie spoci.
Przy prędkościach 60-90 km/h jest to jeszcze bardziej widoczne, ponieważ w nowych samochodach w ogóle nie czuć, że jedziemy tak szybko, co jest nawet pewną pułapką w mieście. Jak sądzę wiele mandatów zostało wystawionych nie dlatego, że ktoś cisnął 90 kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym z premedytacją, tylko dlatego, że się zagapił, a samochód bez wysiłku zwiększał prędkość. W starszych samochodach, chociażby w moim Peugeocie 306 niezauważenie takiego przyspieszenia byłoby niemożliwe.
Dlatego, pomimo ogromnych i kompleksowych zmian, które dostrzegam porównując nowe i stare samochody właśnie ten jeden aspekt definiuje postęp w motoryzacji, który miał miejsce w ostatnich kilkudziesięciu latach.