Mandat za spowodowanie wypadku lub kolizji na drodze – po co?

Wiele mówi się, że polskie prawo w niektórych miejscach zdaje się być stworzone w sposób, który przeczy zasadom logiki. Nie jestem prawnikiem, aby wyłuskiwać wszystkie niedorzeczności w przepisach ruchu drogowego, ale ostatnio zwróciłem uwagę na jeden osobliwy przypadek respektowania prawa wobec kierowcy, który spowodował wypadek.

Spowodowane było to tekstem, który przeczytałem na w Internecie. Autor relacjonował tam niegroźne zdarzenie drogowe, który miał miejsce w Stolicy. Osoba kierująca Fordem Focusem na prostej, szerokiej drodze wpadła w poślizg i skosiła barierki rozdzielające jezdnie. Nic nikomu się nie stało, jedyne straty materialne to uszkodzone auto i zniszczone barierki.

Na końcu przeczytałem, że policja ustala przyczyny zdarzenia, a kierująca ukarana została mandatem. Przepisy o ruchu drogowym stanowią, że w takim przypadku jego wysokość wynosi 500 zł i 6 punktów karnych. Sporo, ponieważ jest to maksymalna kwota, jaką można ukarać kierowcę za pojedyncze wykroczenie na drodze.

Wypadek - aleja KEN w Warszawie

Za co ta kara?

Tutaj rodzi się pytanie czemu z automatu karać kierowcę takim mandatem? Osoba była trzeźwa, a całe zdarzenie było pewnie następstwem jakiegoś nieszczęśliwego zbiegu okoliczności – nie zakładam że kobieta za kierownicą Focusa jechała 100 km/h i slalomem wymijała samochody. Prędzej na chwilę się zagapiła, albo ktoś jej zajechał drogę. Nie znam przyczyn wypadku, tak samo jak nie ustalili ich od razu policjanci.

A mimo to musieli wystawić mandat, co dla mnie jest totalną głupotą. W przypadku ustalenia, że zdarzenie było wynikiem brawurowego, nieodpowiedzialnego zachowania kierowcy mandat jak najbardziej się należy. Jednocześnie za nieszczęśliwy splot okoliczności – czemu? Czy jeśli ktoś potknie się na ulicy i przewróci, upadając w świeżo zasadzony klomb kwiatów to również przyjeżdża policja i wlepia mu mandat za to, że zrobił sobie krzywdę?

Uszkodzony samochód

Zdarzenia które wynikają po prostu z pecha i nie cierpi w nich nikt poza „sprawcą” nie powinny kwalifikować się ustawowo do ukarania tak wysokim mandatem, bo przecież sam fakt ich wystąpienia jest wystarczającą karą dla kierowcy. Taka osoba ma uszkodzony samochód który musi naprawić, przeżywa ogromny stres, odnosi też czasami fizyczne obrażenia.

Powyżej opisałem przypadek Focusa. Kiedyś czytałem o osobie, która zsunęła się do rowu samochodem. Zaraz za rondem, więc prędkość nie mogła być duża – najpewniej po prostu za mocno dodała gazu na śliskiej nawierzchni i nie opanowała samochodu. Starała się ona wyciągnąć samochód przy pomocy miejscowego rolnika, który posiadał traktor. Prawie im się udało, ale pechowo akurat przejeżdżał patrol policji i… ukarał kierowcę mandatem!

To naprawdę nie ma sensu.

Zdjęcia: Pan Bartłomiej / facebook.com/snd.osiedle

Najnowsze teksty

Nowa Skoda Superb 2.0 TDI 150 KM – TEST

Liftbacki o eleganckiej bryle limuzyny czy kombi, na dodatek bez przesadnej elektryfikacji. Coraz mniej spotkać można samochodów tego typu...