Bardzo smutne informacje dotarły do nas z firmy Sony. Evolution Studios, po 15 latach dostarczania na rynek gier samochodowych zostaje zamknięte. Chociaż takiego rozwoju wypadków można było się spodziewać, to i tak do końca łudziłem się, że jednak uda się to studio uratować. Jego zamknięcie jest bowiem wielką stratą dla fanów samochodówek, bo gry od Evolution zawsze wyróżniały się na rynku w kilku aspektach. Ale niestety samo studio w ostatnich latach miało dużego pecha.
Evolution Studios powstało w 1999 roku i przez cały okres swojego istnienia było wierne konsolom PlayStation, a w 2007 roku stało się częścią Sony Computer Entertainment jako wewnętrzne studio giganta produkującego konsole. Inną cechą charakterystyczną Evolution była specjalizacja w grach samochodowych.
Seria WRC
Od tego wszystko się zaczęło – w czasach PlayStation 2 to właśnie Evolution Studios odpowiadało za dostarczenie na rynek gier rajdowych opartych o licencję World Rally Championship. I robiło to w mojej opinii znacznie lepiej, niż ma to miejsce w ostatnich latach, gdy licencja wpadła w ręce Milestone.
Pamiętam mój pierwszy kontakt z grami z serii WRC, niedługo po kupnie PS2. Byłem wtedy zachwycony jakością grafiki i grywalnością pierwszej części serii. Pozytywny obraz dopełniała licencja, dzięki której można było jeździć po prawdziwych odcinkach specjalnych, za kierownicą aut znanych z relacji telewizyjnych. Swoją przygodę z serią WRC zakończyłem na 4 części i do dzisiaj postrzegam te gry za jedne z lepszych rajdówek, w jakie miałem okazję grać.
Seria MotorStorm
W mojej opinii Evolution Studios swój najlepszy okres przeżywało jednak w czasach obecności na rynku PlayStation 3. To właśnie wtedy stworzyło MotorStorm, który dla wielu stał się jedną z ikon konsoli PS3. Dla mnie pierwsza gra z tej serii była jednocześnie pierwszym tytułem w jaki miałem okazję pograć na nowym sprzęcie Sony. I już nic później nie było takie samo.
Zacznę od niesamowitej wręcz oprawy graficznej – w 2007 roku MotorStorm miażdżył wszystko inne na rynku. Przede wszystkim efekty oświetleniowe i fizyka robiły wrażenie. W tej grze po raz pierwszy tak realistycznie oddano zachowanie się podłoża. W błocie po przejeździe samochodu (który natychmiast się brudził) tworzyły się koleiny, a ślady na piasku były po pierwszym okrążeniu dobrze widoczne. Oświetlenie również było niezmiernie realistyczne, a zachody słońca malownicze.
Również do samej rozgrywki nie można się przyczepić. Model jazdy był zręcznościowy, przez to gra była przystępna dla nowych graczy, ale bardzo trudna na ostatnich poziomach Festiwalu, czyli głównego trybu w singleplayer. Bez względu na umiejętności osoby trzymającej pada była również szalenie widowiskowa – kierowcy jeździli ostro, często spychali się na przeszkody, a pojazdy efektownie rozpadały się na kawałki po zderzeniu ze skałami.
W dwa lata po debiucie pierwszej części pojawił się następca, nazwany Pacific Rift. W mojej opinii nie zawiódł on oczekiwań. Był bardziej rozbudowany, zróżnicowany, a jednocześnie równie ekstremalny jak poprzednia część.
2011 rok to czas premiery trzeciej części serii – MotorStorm: Apocalypse. Tym razem akcja gry została przeniesiona z egzotycznych wysp i bezdroży do targanych klęskami żywiołowymi, zrujnowanych miast. Sam pomysł dawał twórcom ogromne możliwości odróżnienia się od poprzednich części i moim zdaniem dobrze wykorzystali jego potencjał. Jazda po walących się od trzęsienia ziemi dachach budynków to coś naprawdę spektakularnego.
Niestety tutaj rozpoczął się pech Evolution Studios, o którym wspominałem na wstępie. Wszystko za sprawą trzęsienia ziemi, które nawiedziło Japonię w tym samym okresie, w którym premierę miała mieć gra. Był to niesamowicie niefortunny zbieg okoliczności, bo ciężko jest promować i zachwalać grę traktującą o jeździe po zrujnowanych przez kataklizmy miastach, gdy właśnie tego typu katastrofa zdarzyła się poza wirtualną rzeczywistością.
To negatywnie odbiło się na sprzedaży gry, która nie osiągnęła takiego sukcesu jak poprzedniczki.
DriveClub – pożegnanie z graczami
Wraz z nadejściem PlayStation 4 studio po raz kolejny spróbowało swoich sił tworząc samochodówkę. Zerwano z MotorStormem i skupiono się na klasycznej grze wyścigowej z prawdziwego zdarzenia. Asfaltowe trasy, najszybsze na świecie, licencjonowane samochody z Ferrari czy Bugatti na czele i silne postawienie na aspekt społecznościowy, wyścigi w sieci – to był przepis na sukces na PS4.
DriveClub miało być, podobnie jak MotorStorm, tytułem startowym na nową konsolę Sony, dodawanym za darmo do subskrypcji PlayStation Plus w listopadzie 2013. Niestety miesiąc przed premierą zaczęły się schody. Pojawiła się informacja, że gra nie spełnia oczekiwań i zostanie trochę opóźniona, by twórcy zdołali ją dopracować. Najpierw mówiono o wiośnie 2014, ale gra finalnie pojawiła się na rynku dopiero pod koniec 2014 roku.
I znowu zaliczyła wpadkę, ponieważ infrastruktura sieciowa zdawała się być zupełnie niedostosowana do ilości chętnych do gry osób (zapewne wynikało to z niedostatecznej ilości czasu na przetestowanie gry przez twórców). Przez pierwsze tygodnie tryb sieciowy zupełnie nie działał, co było ogromną wpadką w grze, która miała błyszczeć zwłaszcza w trybie multiplayer. DriveClub w momencie premiery był wyraźnie niedopracowany, przez co znowu przegapił swoje „5 minut”, kiedy to mógł liczyć na najlepszą sprzedaż. Sytuacji nie poprawił fakt, że Sony wycofało się z obietnic, że gra pojawi się za darmo w PS+, co nie było fair wobec graczy.
Po paru miesiącach i kilku patchach gra w końcu wyglądała tak jak powinna, działała sprawnie i dawała ogromną frajdę. Model jazdy to idealne połączenie zręcznościówki z symulacją. Grafika to ścisła czołówka gier konsolowych nawet dzisiaj, a deszczu nikt od Evolution Studios lepiej nie zaimplementował w grze wideo.
DriveClub jest w mojej opinii jednym z nielicznych przedstawicieli klasycznej formuły gier wyścigowych, opartych o umiejętności i przyjemność płynącą z jazdy najszybszymi samochodami na świecie. Nie ma tam tuningu, otwartego miasta, trybu fabularnego i innych dodatków, co mnie osobiście niezmiernie się podoba i sprawia, że traktuję tę grę jako duchowego spadkobiercę Need for Speed: Porsche 2000.
Smutny koniec
Niestety każda firma musi zarabiać, a jak sądzę Evolution Studios ostatnio generowało dla Sony bardziej straty, niż zyski. Doprowadziło to do ich zamknięcia – pracownicy zostaną rozlokowani w innych studiach należących do japońskiego giganta, a DriveClub będzie dalej wspierane – to zadanie zostanie oddelegowane innym deweloperom.
Ale kolejnych gier od Evolution już nigdy nie zobaczymy, co moim zdaniem jest dużą stratą, bo na każdej generacji konsol PlayStation należały one do grona najlepszych samochodówek. Wyróżniały się od strony technicznej oraz za sprawą podejścia do tematu – widać, że tworzyli je pasjonaci motoryzacji.
Niestety aby odnieść sukces nie wystarczą tylko umiejętności i dobre chęci. Potrzebne jest też szczęście, którego Evolution Studios zdecydowanie ostatnio brakowało.
[…] naprawdę fajnie. Szkoda, że Sony nie oferuje tytułu o takim charakterze na PlayStation 4. Po zamknięciu Evolution Studios firma została właściwie wyłącznie z serią Gran Turismo, a to w porównaniu z ofertą […]
[…] rękach znajduje się obecnie licencja na gry WRC. O ile kiedyś, za czasów nieodżałowanego Evolution Studios, gry z licencją najważniejszego cyklu rajdowego były rewelacyjne, o tyle teraz nie wyróżniają […]