Top Gear w starej formule zawsze nadawane było w niedzielne wieczory, ale wstawki ze studia nagrywane były kilka dni wcześniej – w środy. Chris Evans, nowy „flagowy” prowadzący program chce to zmienić i wprowadzić Top Gear w świat telewizji nadawanej na żywo.
Przez pewien czas, kiedy to jeszcze nie interesowałem się aż tak bardzo światem wokół Top Gear, myślałem, że odcinki naprawdę nadawane są na żywo. Montaż fragmentów ze studia i ich naturalność doskonale imitowały program nadawany „live”.
A samo nagrywanie materiałów w hangarze Top Gear kilka dni wcześniej miało sporą zaletę – dzięki możliwości kręcenia dubli czy wycinania gorszych fragmentów każdy odcinek był dopieszczony niemal do perfekcji. Najlepiej widać to było przy okazji newsów, które były naprawdę śmieszne i w wielu epizodach ciężko było znaleźć jakikolwiek słabszy temat, który poruszali prowadzący. A jestem przekonany, że podczas nagrywania programu w środy takie też się zdarzały.
Program nadawany na żywo będzie miał na pewno więcej naturalności i to wypada zaliczyć na plus. Pozostaje pytanie czy jest to Top Gear potrzebne? Tym bardziej, że Jeremy Clarkson i spółka to weterani telewizji i oni nawet na żywo, w dynamicznie zmieniającej się sytuacji potrafią wykręcić rewelacyjne show (co pokazała Verva Street Racing 2013 i jak sądzę potwierdzi edycja 2015).
W nowym Top Gear znaleźć się mają nowe twarze, być może pojawią się tam osoby zupełnie nie obyte z presją towarzyszącą nagrywaniu programu na żywo dla kilku milionów ludzi. To może być pewien problem i nie wiem czy pomysł Chrisa Evansa wypali. On sobie pewnie poradzi, bo jako prezenter radiowy i telewizyjny czuje się w świecie nadawania na żywo jak ryba w wodzie. Jak poradzą sobie osoby w jego otoczeniu? Zobaczymy.
Moim zdaniem jest to jednak zmiana, która aż tak dużych korzyści Top Gear nie przyniesie, a może spowodować – zwłaszcza na początku – kilka nieprzewidzianych i być może nie do końca pożądanych sytuacji.