Ekologia wdziera się do motoryzacji coraz mocniej wprowadzając w niej zmiany o których jeszcze kilkanaście lat temu nawet byśmy nie myśleli. Wszystko wskazuje na to, że już za parę lat redukcja emisji spalin dosięgnie też jedną z oaz prędkości i nieekonomicznych silników – AMG.
Żyjemy w czasach, które pewnie za kilkadziesiąt lat określać się będzie mianem „przejściowych”. Takich, w których stare wyobrażenie o motoryzacji sportowej opartej o dużych, paliwożernych silnikach generujących piękny dźwięk dzięki zastosowaniu wielu cylindrów przeistoczy się w coś innego. Coś opartego o silnikach elektrycznych i sztuczkach, które będą miały za zadanie przywołać trochę dawnej magii do samochodów sportowych.
Już teraz trendy te widać wyraźnie w świecie „zwykłych” samochodów, gdzie np. BMW Serii 3 sprzedawane będzie z 3-cylindrowym silnikiem diesla. Coraz mocniej ekologia wkracza również do obszarów w motoryzacji, które tradycyjnie nie miały z nią nic wspólnego, czyli miejsc, gdzie królują sportowe samochody.
Zarządcy AMG przyznali ostatnio, że jeszcze przed 2020 roku powinniśmy zobaczyć samochód sygnowany ich logiem z napędem hybrydowym, w którym silnik elektryczny wspierać będzie mniejszą jednostkę benzynową. „Każdy musi ograniczać spalanie, nawet AMG” – tak skomentował całą sprawę Prof. Dr. Thomas Weber, jeden z członków rady nadzorczej w AMG.
Dodał on też, że rozwiązanie to wprowadzone zostanie dopiero za kilka lat ponieważ w chwili obecnej konsumenci jeszcze by go nie zaakceptowali. Ale za kilka lat, przy upowszechnianiu się samochodów na prąd w ofertach wielu producentów, pewnie wiele osób przymknie na to oko.
Osobiście nie mam nic przeciwko napędom elektrycznym, bo jazda hybrydami to duża frajda. Problemem jest fakt, że duży i głośny silnik jest atrybutem sportowego samochodu praktycznie od początku istnienia motoryzacji w obecnym kształcie. Hybryda AMG będzie na pewno świetnie jeździć i na dynamikę nikt nie będzie mógł narzekać, ale fakt, że pod maską znajdzie się np. 4-cylindrowy silnik o pojemności 2 litrów sprawi, że czegoś będzie w niej brakować. Bo ryk silnika gdy wskazówka zbliża się do czerwonego pola jest nieodłącznym elementem sportowych aut i to on w dużej mierze wpływa na to, jak odbiera się dane auto.
A zamontowanie w środku głośnika imitującego dźwięk V8 nie rozwiąże przecież problemu. Niektórzy na ten downsizingowy krok już się zdecydowali, np. Volvo w przypadku topowego modelu XC90. Wiem, że przez normy emisji spalin jest to krok konieczny. Ale dla fanów motoryzacji niekoniecznie dobry…
No tak, bo UE się martwi o ekologię, a takie amerykańce i chińczycy, czy też hindusi mają to gdzieś. W dodatku, tą ekologię to mogą sobie głęboko wsadzić, bo co z tego, że auto mniej spala, mniej wydziela CO2, skoro co raz więcej w fabrykach się przez to wydziela, bo produkcja musi nadążać, za padającymi szybciej autami.
Zgadzam się – sensowność tak ostrych norm jest co najmniej dyskusyjna. Niestety kary są na tyle duże, że producenci nie mogą ich ignorować i tworzy się błędne koło :/