Chwila nieuwagi, albo zwyczajny pech – wypadek może przytrafić się każdemu. Zdarzenia drogowe zazwyczaj oznaczają utrudnienia w ruchu. Zwłaszcza w mieście korki tworzą się momentalnie. A przyczyną, która je dodatkowo potęguje, jest niezwykle irytujące mnie zachowanie części innych kierowców.
Pewnego dnia jechałem przez Most Siekierkowski w Warszawie. Ruch był płynny, ale tylko do pewnego momentu. Finalnie na 40 minut utknąłem w korku, którego przyczyną była drobna stłuczka, która jednak spowodowała zablokowanie skrajnego prawego pasa ruchu. Z każdą minutą moja irytacja narastała, jednak dzięki ślimaczemu tempu miałem okazję dokładnie poobserwować to, jak samochody w korku się zachowują, a szczególnie ciekawa była dla mnie końcowa jego część, tuż przed zwężeniem i uszkodzonymi samochodami.
Wypadek = atrakcja
Człowiek lubi zdarzenia niecodzienne, często o zabarwieniu negatywnym, które jednak nie dotyczą jego samego. Przykładowo newsy tego typu przyciągają miliony widzów przed telewizory, co skrzętnie wykorzystują redakcje serwisów informacyjnych serwując katastroficzne informacje przez 90% czasu antenowego. W skali mikro (bo informacje docierają tylko do uczestników korka) takim negatywnym zdarzeniem jest wypadek drogowy.
Wracając do „mojego” korka na Moście Siekierkowskim. Paradoksalnie, im bliżej miałem źródła zatoru, czyli uszkodzonych pojazdów, tym ruch wcale nie przyspieszał. Po chwili znałem już odpowiedź na pytanie „czemu tak się dzieje?”. W sumie znałem ją już wcześniej, tu znalazłem jedynie jej potwierdzenie.
Kierowcy zbliżając się do samochodów uczestniczących w wypadku często zwalniali, przyglądali się co się stało. Nie wiem czy w tym przypadku robili też zdjęcia, jednak na Facebooku nie raz zetknąłem się z postami ludzi chwalącymi się, jaki „fajny” wypadek widzieli. Więc takie sytuacje też się zdarzają.
A można po prostu pojechać dalej
Zupełnie nie rozumiem takiego postępowania. Na poziomie pierwotnym mogę w sumie okazać trochę zrozumienia, bo sam mam tendencję do zwracania uwagę na to, co złego się stało gdy widzę wypadek. Po prostu tak funkcjonują ludzie. Jednocześnie nie jestem niewolnikiem tego odruchu.
Bo potrafię wyobrazić sobie to, co czuje kierowca, który przed chwilą uczestniczył w zdarzeniu drogowym. Kiedy w jednej chwili stracił czas, nerwy, być może samochód, nie daj Boże stracił również zdrowie. Przeżywa osobistą traumę, chciałby zapaść się pod ziemię, aby jakoś sobie z nią poradzić.
A tymczasem widzi, jak ludzie – mówiąc dosadnie – chamsko gapią się na jego zniszczony, być może ukochany samochód, robią mu zdjęcia aby później pochwalić się znajomym na Facebooku.
Naprawdę można pojechać dalej
Przejście nad wypadkiem do porządku dziennego ma same zalety. Korek szybciej się rozładowuje, bo (zwłaszcza, jak wszyscy jeżdżą poprawnie na suwak) ruch idzie sprawniej. Występuje też mniejsze prawdopodobieństwo kolejnej stłuczki, bo gdy ktoś patrzy się na uszkodzone inne samochody mniejszą uwagę przywiązuje do prowadzenia swojego auta. W końcu można czuć się fair w stosunku do poszkodowanych kierowców, bo nie traktuje się ich niczym zwierząt w zoo.
Nie generalizuję oczywiście – wiele osób zachowuje się jak najbardziej w porządku w takich korkach i sprawnie mija uszkodzone samochody. Dobrze jednak rozmawiać o tym, aby grono takich kierowców regularnie się powiększało.
Zdjęcia pochodzą z serwisu TVN Warszawa
popieram,robienie sensacji z cudzego nieszczęścia jest wielkim nietaktem