Zazwyczaj wyprawy ekipy Top Gear w niezbyt przyjazne zakątki świata wiążą się z trójką prezenterów podróżującą starymi, używanymi samochodami, które ciągle się psują i pod koniec tylko *trochę* przypominają wersje fabryczne. Tym razem jednak było inaczej, co w połączeniu z miejscem, do którego Top Gear się udało zaowocowało czymś niezwykłym.
Top Gear wraz z odcinkiem S22E01 pokazało, że jest w formie. Że mimo tego, że na głowie Jeremy’ego oraz Jamesa (u Richarda specjalnie jeszcze ich nie widać) znaleźć można coraz więcej siwych włosów, to siła z jaką oddziałują oni na widzów w żaden nie słabnie.
Jak zawsze ostrzegam o spoilerach z dalszej części tekstu
Drugi odcinek tylko to potwierdził. Tym razem trio postanowiło sprawdzić jak współczesne, naszpikowane elektroniką samochody radzą sobie w trudnych warunkach. Idealnym miejscem na weryfikację okazała się Australia. A samochody? Miały być nowe. I były. Nie były to jednak miejskie hatchbacki, ani SUVy. Jeremy zasiadł za kierownicą BMW M6, James Nissana GT-R, a Richard żółtego Bentleya Continentala GT.
W tych samochodach naprawdę jest co się psuć. Jeździłem paroma nowymi BMW – ilość elektroniki zawartej na pokładzie jest wręcz onieśmielająca. Każdy Twój ruch śledzi dziesięć różnych czujników, procesorów, komputerów.
Zaganianie bydła
Wyzwanie, jakie postawili producenci ekipie Top Gear jest jednym z bardziej niedorzecznych w historii programu. Nie twierdzę, że jest złe, jest po prostu dziwne. Tak na pierwszy rzut oka: jedziemy kilkaset (tysięcy? Nie zostało sprecyzowane) aby zaganiać krowy samochodami. Ojej.
Jednak w tym odcinku nie cel, a sama podróż jest najważniejsza. W trakcie jej trwania australijskie pustkowia ukazały całe swoje piękno. Polecam oglądanie Top Gear S22E01 w HD: 720p albo 1080i. Widoki, zwłaszcza o zachodzie słońca naprawdę robią wrażenie.
Prawdziwą perełką była jednak kopalnia żelaza. Ogromna, monumentalna dziura w ziemi, która ekipie Top Gear posłużyła za trasę odcinka specjalnego. To był jeden z lepszych fragmentów Top Gear jaki widziałem w swoim życiu – zwłaszcza przejazd australijskiego kuzyna Stiga w akompaniamencie muzyki Midnight Oil – Beds Are Burining.
Sam finał – zaganianie krów i zabawa w kowbojów też był całkiem przyjemny. Co dobre nie przeszkadzały mi też żarty. Jeremy oczywiście zawsze się wygłupiał, chociażby gdy zaopatrzył się w miny przeciwpiechotne Claymore aby ochronić się przed dzikimi zwierzętami. Fajny pomysł, niewymuszony, podobnie jak inne drobne dowcipy.
Podsumowanie
Top Gear S22E02 był niemal odcinkiem specjalnym. Nie mieliśmy tu newsów, ani testu torowego. Był jedynie wywiad z Kieferem Sutherlandem. Jednak przez niemal 50 minut oglądania w żaden sposób się nie nudziłem. Krajobrazy były piękne, tak jak samochody, podróż była ciekawa i urozmaicona.
Mam nadzieję, że sezon 22 Top Gear nie wyhamuje w kolejnych tygodniach. Na razie dostaliśmy perełkę. W mojej opinii jeden z lepszych odcinków Top Gear w ogóle. Brawo!
[…] wskazuje na to, że w tym odcinku również (podobnie było z 22×02) zabraknie klasycznego testu torowego. Wskazuje na to oficjalny zwiastun trzeciego odcinka […]
[…] Przeczytaj moją opinię o 2 odcinku 22 serii Top Gear! […]
[…] (sumując słabą pierwszą część i świetną drugą) challenge – w porównaniu z rewelacyjną wyprawą do Australii, czy typowo motoryzacyjnym odcinkiem numer 4 tutaj poziom znacznie się […]