Z lekkim poślizgiem, ale w końcu udało mi się obejrzeć czwarty w serii odcinek Top Gear. Odcinek, który przypomniał mi powody, dla których ekipa tego programu motoryzacyjnego znalazła się na szczycie.
„Car is the star” – samochód jest gwiazdą. Ta idea leży u podwalin sukcesu nowej formuły programu Top Gear. Ekipa stworzyła coś, co zrywało z dotychczasowym wizerunkiem programu motoryzacyjnego, a dryfowało w kierunku show. W widowisku jednak nie zapominano o samochodach, które były zawsze na pierwszym miejscu.
W ostatnich latach coraz częściej coraz częściej od tego odchodzono. Bardziej skupiano się na prowadzących, nieraz spychając auta na drugi plan. Tym razem trafiła się nam prawdziwa perełka – odcinek w którym nie było wybuchów, czołgów, ani łazików kosmicznych. Były piękne, egzotyczne samochody i równie zachwycające materiały je przedstawiające.
Szczególnie ten, w którym Jeremy testował Alfę Romeo Touring Disco Volante. Jeśli jeszcze tego nie widzieliście – musicie nadrobić zaległości. Nie będę dawał linków, bo to nieładnie – dam jedynie przedsmak tego testu, jego pierwsze 30 sekund które znalazłem na YT. Fani Mass Effecta zauważą tu przy okazji znajomy motyw muzyczny :)
Poza tym dostaliśmy test Catherhamów w wykonaniu James’a. A jak jest James, to możemy być pewni że będzie ciekawie i nieszablonowo. Tak też było i tym razem. Całość dopełnił Richard testując Mercedesa G63 z sześcioma kołami. Przykład na to, że za pieniądze w motoryzacji można stworzyć wszystko.
Trzy stosunkowo konwencjonalne materiały, które skupiają się na samochodach. Doskonale zrealizowane, wyreżyserowane. To jest ten Top Gear który kochamy. Jak sądzę w następnym odcinku znowu wkradnie się więcej elementów show, więcej wygłupów. Ale cieszmy się, że wciąż zdarzają się odcinki takie jak 21×04. Prawdziwe uczty dla fanów motoryzacji.