W lutym rozpoczęła się emisja 21 sezonu Top Gear. Jako, że jestem wielkim fanem tego programu i od lat nie przegapiłem żadnego odcinka chciałbym podzielić się z Wami swoimi (niestety już nie tak ładnie rymowanymi) spostrzeżeniami. Bo mam problem z oceną Top Gear S21E03, podobnie jak całej serii.
Top Gear można lubić, albo nie. Ta Pierwsza grupa fanów jest znacznie liczniejsza niż ta hejterów, ale sądzę, że niewiele jest osób, którym program Clarksona i spółki pozostaje obojętny. Bez względu na to jakie uczucia żywi się wobec Top Gear jedno trzeba dla nich mieć – ogromny wręcz szacunek. Ile na świecie jest programów motoryzacyjnych? Nawet nie będę próbował się podejmować próby wyliczenia tego. Ile jest takich, które osiągnęły światową popularność i sukces? No właśnie…tylko Top Gear.
To Top Gear znalazł idealną formułę, która łączyła program motoryzacyjny z show. Śmiem twierdzić, że w dużej mierze to dzięki nim gdzie indziej, chociażby na naszym rodzimym TVN Turbo nie oglądamy programów, w których samochód sobie gdzieś tam jeździ, a lektor coś tam sobie gada. Top Gear pokazał wszystkim, że samochody to emocje i tych emocji w ich prezentacji nie może zabraknąć.
Ale ostatnio Clarkson i spółka chyba trochę przeholowali burząc te świetne proporcje, które zbudowali i którym byli wierni przez lata. Zanim jednak do tego przejdę powiem o jednej rzeczy, która od razu rzuca się – dosłownie – w oczy. Są to ujęcia i cała warstwa techniczna. Tutaj ekipa Top Gear osiągnęła prawdziwie mistrzowski poziom. Rozumiem, że budżet robi swoje, ale nie umniejsza to w mojej opinii roli ekipy filmującej. O ile jeszcze parę lat temu jedynie testy torowe wybijały się ujęciami, a te w „prawdziwym świecie” były dosyć standardowe, o tyle teraz wszystko na co skierują swój obiektyw operatorzy Top Gear zamienia się w małe dzieło sztuki.
Jeśli ktoś jeszcze nie oglądał trzeciego odcinka tego sezonu od razu uprzedzam – będzie trochę spoilerów, więc czytacie dalej na własną odpowiedzialność.
Test psującego się supersamochodu z Danii – Zenvo STI. Osobiście nudzą mnie trochę testy ciągle w tym samym otoczeniu, gdy Jeremy albo Richard powielają schemat wstęp -> przyspieszenie na prostej -> latanie bokami -> do czegoś się doczepić -> koniec. Tutaj znacznie bardziej lubię testy, które robi James, bo on wprowadza trochę świeżego spojrzenia. Ale wracając do tematu – nawet jeśli można nie ekscytować się specjalnie treścią, to forma jest po prostu zachwycająca. Ujęcia, dynamika – to jest po prostu coś pięknego. Szczególnie efektowna jest prezentacja statyczna, gdzie pokazywane są detale karoserii, czy wnętrza. Firmy produkujące reklamówki samochodów powinny udawać się do studia Top Gear na pielgrzymki.
Wspominałem o tym, że równowaga w Top Gear została zachwiana. To idealnie widać było w przypadku wyzwania, czyli przejazdu przez Ukrainę tanimi hatchbackami. Przypisanie prowadzących do granych przez siebie ról robi się już karykaturalne – oni mają swoją świetną osobowość, której nie trzeba „pakować”. Chociażby Richard zaklejający taśmą Fiestę przy wjeździe do Czarnobyla.
Obawy wzbudza we mnie też to, że widać, że autorom zaczynają kończyć się pomysły. Fakt, że po 10 latach wciąż oni te pomysły mają jest godne pochwały, ale zamiast wracać lekko do tego co było, to otrzymujemy coś naprawdę ekstremalnie przekombinowanego i czasami wręcz trochę nudnego. Ukraina jest naprawdę pięknym i ciekawym krajem. Niech sprawdzą czy drogi tam są naprawdę dziurawe. Niech wybiorą różną trasę z punktu A do B i zweryfikują czy warto jechać dłuższą drogę autostradą, czy lepiej krótszą przez drogi lokalne.
To są proste pomysły, ale nie zapominajmy, że to jest Top Gear i w ich wykonaniu nawet coś takiego sprawiałoby frajdę. Sądzę, że większą, niż nauka języka przez Jeremy’ego, czy granie na harmonijce przez Richarda. Chociaż muszę przyznać, że ostatnie minuty i wyścig do Czarnobyla, a później wizyta w Prypeci stała już na najwyższym poziomie. To był stary, dobry Top Gear – bez udziwnień, trochę bardziej przyziemny (kręcenie ujęć przez prowadzących, pokazanie ekipy filmowej). I takiego chciałbym go oglądać w kolejnych odcinkach/sezonach.
I to jest właśnie magia Top Gear – wywołuje emocje na każdym kroku. Już w niedzielę kolejny odcinek. Wiemy na razie, że pojawi się między innymi Mercedes G63 AMG, więc bez dwóch zdań będzie ciekawie.
I z tym się zgadzam w 100%. Nie rozumiem, dlaczego producenci chcą zrobić z nich kompletnych idiotów (zwłaszcza z Hammonda). Ja wiem, że to jest śmieszne, ale tak jak powiedziałeś – oni są trzema, świetnymi osobowościami i jestem pewna, że bez aż tak dużej reżyserii byliby równie zabawni.To co robią z ich „postaciami” podchodzi mi już pod definicję groteski. Tak czy inaczej, Top Gear jest po tylu latach nadal w formie, tylko producenci powinni zastanowić się nad tym, czy nie lepiej byłoby dać tej trójce trochę więcej swobody. Ach, no i jeszcze mogliby przestać celowo wprowadzać ludzi w błąd, bo odcinek z Czarnobylem przekracza wszelkie granice. Cała ekipa zachowywała się jakby jechała na pewną śmierć, a Czarnobyl jest miejscem, gdzie normalnie odbywają się wycieczki. Tylko w niektórych miejscach jest podwyższone promieniowanie, ale też nie jest to nic, co zagrażałoby zdrowiu.(To samo było z info o źródle Nilu z odcinka w Ugandzie)
Kiedyś czytałem jakąś wypowiedź, chyba Jeremy’ego. Wspominał on, że im – prowadzącym – też doskwiera, że stają się karykaturami samych siebie i trochę błaznami, jednak z wynikami oglądalności ciężko jest dyskutować. Pieniądze zarabiają na tym ogromne, robotę mimo wszystko mają wymarzoną, bo testują najbardziej niesamowite samochody – trudno jest z tego zrezygnować. Jednocześnie zgadzam się – mam nadzieję, że z biegiem czasu Top Gear trochę „wydorośleje”. W końcu prowadzący też są coraz starsi – wiecznie wygłupiać się nie będą :)